Jak to się zaczęło?

jak to się zaczęło?

Kongo płynie w mojej krwi. Odkąd pamiętam moja fascynacja krajem pełnym paradoksów i sprzeczności była ogromna. To potencjalnie jedno z najbogatszych państw na świecie, jeśli chodzi o zasoby naturalne, mimo to plasujące się niemalże na samym końcu listy państw pod względem wielkości PKB. Kraj od dekad pogrążony w chaosie, uczestnik wielu konfliktów oraz kryzysów humanitarnych. Tym na co dzień oddycha „moja” Demokratyczna Republika Konga.


Zaskakującym okazał się fakt, że w standardzie większości linii latających do środkowej Afryki na osobę przeznaczony jest bagaż o łącznej wadze 58 kg.

Jak to się zaczęło? Przy okazji szybko zorganizowanego wyjazdu do Kongo wraz z bratem i przyjacielem, który odbył się na przełomie listopada i grudnia 2018 roku udało mi się nie powtórzyć błędu, który popełniłam przy okazji pierwszej podróży do serca Afryki. Do dyspozycji mieliśmy łącznie 174 kg bagażu do zagospodarowania – to bardzo dużo jak na tygodniowy wyjazd, mimo to ledwo dopięłam swoje walizki.

Jako młoda osoba często korzystająca z mediów społecznościowych postanowiłam przetestować ich moc. Dokładnie 10 dni przed wylotem udostępniałam post o aktualnej sytuacji w kraju oraz informację o mojej podróży i pustych kilogramach do wykorzystania na artykuły pierwszej potrzeby dla lokalnych mieszkańców.Fundacja Konga

Szczerze mówiąc spodziewałam się dwóch może trzech odpowiedzi od moich najbliższych przyjaciół. Chciałam chociaż podjąć próbę pomocy, przecież nie miałam niczego do stracenia.

Pierwsza, druga, szósta wiadomość…Łał. Reakcja była natychmiastowa, a odzew ogromny. Następnego dnia pojechałam odbierać pierwsze paczki od ludzi, którzy postanowili wziąć udział w akcji o roboczej nazwie #dlaKongo. Jeździłam do ich domów, miejsc pracy, kawiarni, w których zostawiali przygotowane pakunki. Przez następny tydzień mój salon wyglądał jak stale zapełniający się magazyn. Finalnie, udało mi się zebrać około 65 kg artykułów szkolnych, ubrań, artykułów spożywczych z długą datą przydatności i artykułów sanitarnych.

Lecimy. Poczułam ulgę kiedy samolot wylądował, a wszystkie bagaże były na miejscu. To musiało się udać!

Nie zaplanowałam w szczegółach w czyje ręce trafią rzeczy, wiedziałam tylko, że będą to ręce osoby, a raczej osób, którym przyda się takie wsparcie, chciałam zrobić to osobiście, żeby mieć pewność, że tak też się stanie.

Pierwsza walizka trafiła do podstawowej szkoły katolickiej imienia Francesco Spinelli w popularnej dzielnicy Kinszasy Bibua, prowadzonej przez siostrę zakonną. Fundacja Konga To ona właśnie opowiedziała nam jak na co dzień wyglądają realia jej pracy. W szkole uczy się ponad 300 dzieci, a nauczycieli jest czterech. Rząd nie partycypuje w kosztach utrzymania placówki. Szybko przekalkulowałam w głowie liczby i informacje.

Wniosek pierwszy: moja pomoc to kropla, nie w morzu jak pierwotnie zakładałam, a w oceanie potrzeb; drugi: na pewno tu wrócę; trzeci: na terenie Kongo takich szkół jak ta są tysiące.

Rzeczy z drugiej walizki rozdałam intuicyjnie i przypadkowo w wyniku sytuacji, w których się znajdowałam: samotnym matkom – ubrania dla dzieci, leki, dzieciom- wyprawki szkolne, zabawki, słodycze itp.

Ostatnia walizka poleciała z moim kuzynem na równik do miejscowości Dongo. Tam rzeczywistość wygląda inaczej niż w stolicy kraju. Tę konkretną walizkę pakowałam bardzo skrupulatnie i uważnie, tak by jak najlepiej wpasować się w potrzeby regionu. Pakunek był bardzo urozmaicony i zawierał wszystko czego w Dongo brak… a brak właściwie wszystkiego.

Na kanwie tych i wielu innych doświadczeń oboje z bratem zrozumieliśmy nie tylko jak wielkie są potrzemy tego kraju, ale przede wszystkim jak wielki ma on potencjał. Do Polski wróciliśmy z mocnym postanowieniem założenia organizacji, która w sposób usystematyzowany zajęłaby się wspieraniem mieszkańców Kongo. Tak właśnie powstała Fundacja na Rzecz Rozwoju Demokratycznej Republiki Konga, która dzięki Waszym wielkim sercom przywróci uśmiech na twarzach tysięcy Kongijczyków.

Natalia Boyeli Ebebenge

Fundacja Konga

Fundacja Konga